Gdybym mogła być, tak jak śpiewała Kayah, Supermenką choć przez jeden dzień albo gdyby udało mi się złowić złotą rybkę oferującą w zamian za wolność nawet jedno życzenie; gdybym znalazła cudowną lampę Alladyna czy niebieski koralik Karolci lub gdybym mogła wypić eliksir wielosokowy i przemienić się w Hermionę oraz posiąść jej magiczne zdolności, nie miałabym absolutnie żadnych wątpliwości, jak wykorzystać swoją moc...
Raz na zawsze wykreśliłabym ze słownika słowo “LEKTURA”, zabroniłabym używać go w szkołach, urzędach, domach, bibliotekach, a wręcz nakładałabym wysokie kary za złamanie zakazu. Nie cofnęłabym się nawet przed rzuceniem na wszystkich zaklęcia powodującego zanik pamięci, by już nikt nigdy nie wypowiedział tego znienawidzonego przeze mnie słowa.
Dlaczego tak wiele negatywnych emocji wyzwala we mnie to na pozór niewinne słówko? Przede wszystkim dlatego, że tworzy ogromną, głęboką, chociaż niewidzialną przepaść między mną a czytelnikiem i w ogóle nie daje nam żadnej szansy na zbudowanie mostu, byśmy mogli ponownie się spotkać. Nie wierzycie? Zapytajcie uczniów. Ileż to razy słyszałam, że lektury są nudne, głupie, za długie, nikomu niepotrzebne, beznadziejne i czego to one niby uczą... Czy w takiej sytuacji mam jakiekolwiek szanse, by odkryć przed czytelnikiem wszystkie swoje zalety lub chociaż niewielką ich część? Jeszcze jak jestem chudziutka i króciutka, to może ktoś ewentualnie po mnie sięgnie – zakładając, że w tym czasie nie ma nic ciekawszego do roboty czy ma szlaban na komputer lub telefon, ALE jak jestem trochę grubsza albo całkiem gruba i mówię o trudnych sprawach poważanym językiem, to mogę zapomnieć o tym, że ktoś się mną zainteresuje czy polubi.
Za wszelką cenę pragnę pozbyć się tego okropnego słowa również z innego powodu. Już samo stwierdzenie, że jestem obowiązkową, wybraną i narzuconą przez różnych mniej lub bardziej świadomych czytelniczo decydentów lekturą powoduje często zniechęcenie i zniesmaczenie czytelników. Ohyda!
Zapytacie pewnie, czego wobec tego oczekuję od czytelnika, z którym chciałabym nawiązać prawdziwie przyjacielską relację. Przede wszystkim zaangażowania i poświęcenia mi swego czasu, wysłuchania i przeżycia moich opowieści, refleksji i zadumy nad moim moralno – etycznym przesłaniem czy wspólnej zabawy. Marzę również, by spotkać na swojej drodze takich czytelników jak Mr. Morris Lessmore, o którym słyszałam tyle dobrych i życzliwych słów.
Mogę na Was liczyć?
Książka
PS. Mojego przyjaciela Morrisa Lessmore`a możecie zobaczyć w najlepszym krótkometrażowym filmie animowanym, który w 2012 roku otrzymał od Amerykańskiej Akademii Filmowej statuetkę Oskara. Kliknijcie w poniższy link i przenieście się w bajeczny świat książek…